W Sudety szosą czy gravelem?
Polecane miejsca treningowe w okolicach Wałbrzycha
Wałbrzych, mimo iż nie kojarzy się z typową destynacją treningową, chodził mi już po głowie od dłuższego czasu. Od kolarzy słyszałem wiele dobrego o świeżo położonych asfaltach, wymagających podjazdach, świetnych widokach oraz o ciekawych miejscówkach w samym mieście, które swoją drogą jest sukcesywnie rewitalizowane. Dodatkowo połączenie kolejowe z Wrocławiem jest bardzo sprawne: przejazd zajmuje jedynie 50 minut. Korzystając z map Komoot wyznaczyłem około 120 km pętlę z niemal 2000 m przewyższenia po polskiej i czeskiej stronie. Pozostało mi jedynie sprawdzić czy rzeczywiście można tam zrobić fajny górski trening na szosie.
Dworzec Wałbrzych Centrum, Cafe Sztygarówka i Hotel Aqua Zdrój
Przejazd pociągiem ze stacji Wrocław Grabiszyn do centrum Wałbrzycha zajął mi niecałe 50 min. Na sprawdzenie przygotowanej pętli namówiłem jeszcze brata, który zabrał rower gravelowy. Przed wyruszeniem w trasę zrobiliśmy krótki postój w kawiarni Cafe Sztygarówka w Starej Kopali i ruszyliśmy na rekonesans okolic Hotelu Aqua Zdrój, gdzie we wrześniu organizuję weekendowy obóz triathlonowy.
Adršpach i Alpské fáborky
Odcinek trasy z Wałbrzycha na czeską stronę jest chyba jednym z przyjemniejszych na jakich jeździłem w kraju. Po wyjeździe z miasta (gdzie, szczerze mówiąc, podłoże nie wszędzie jest idealne) po lekko pofałdowanym terenie, przejeżdżamy przez miejscowości Lesieniec, Grzędy, Kochanów zachwycając się małym ruchem drogowym, nowymi asfaltami i widokami na mniejsze, okoliczne wzgórza. W Różanej zaczyna się bardzo przyjemny zjazd aż do prawoskrętu prowadzącego do granicy, skąd kierujemy się już bezpośrednio na Adršpach. Ze względu na niewielkie zaludnienie tego obszaru warto wypłacić tam kilka koron, które na naszej trasie przydały się bardziej niż karta płatnicza. Popularne w tej okolicy Skały Teplickie i Adrszpaskie widać było zza drzew. Nie zatrzymywaliśmy się jednak na dłuższe zwiedzanie, ponieważ była to dopiero druga godzina jazdy.
Moim zdaniem na najciekawszą i najbardziej techniczną drogę trafiliśmy kawałek dalej. Chodzi tutaj o serpentyny (w google maps – Alpské fáborky), które na pewno urozmaicą jeszcze nie jedną moją trasę w tej okolicy.
Dvůr pod skalami i Brumov
Kawałek dalej, w miejscowości Jivka źle wytyczyłem trasę i pomimo znaku ślepa uliczka postanowilismy pojechać tak jak prowadziła nas nawigacja. Początek był całkiem ciekawy – ostry podjazd z ponad 20% nachyleniem i dobry asfalt w lesie. Jednak niecałe 2 kilometry dalej nawierzchnia zamienia się w szutr z ostrymi kamieniami i wesołe szosowanie się kończy. Tutaj zdecydowaną przewagę miał rower gravelowy brata, więc następnym razem, nauczony tym doświadczeniem poprowadzę trasę przez drogę 301 na Czeską Metuje i Dolne Teplice.
Mały skok w bok z głównej drogi, ostry podjazd i trochę spaceru z szosą po szutrze został jednak nagrodzony. Dotarliśmy do dworku pod skałami, gdzie mogliśmy zjeść obiad i spróbować lokalnych specjałów. W kwestii tego etapu, czyli odcinka między Jivką, a Dolnymi Teplicami, nie polecam wybierać się na niego rowerem szosowym. Chociaż Dvůr pod skalami warty jest odwiedzenia, ze względu na własny browar i smaczne knedliki z jagodami.
Dalsza część jazdy to w zasadzie nic specjalnego, zwykły dojazd do Brumova po lekko pagurkowatym terenie, jednak jak na niedzielne popołudnie ruch na drodze 303 wydawał mi się dość wysoki. Dlatego następnym razem spróbowałbym przejazdu przez Jetřichov i później drogę 302, która wygląda na mniej uczęszczaną.
Nowa Ruda – Wałbrzych
Po szybkiej kawie w Brumovie wracamy do Wałbrzycha okrężną drogą. Przed Nową Rudą skręcamy w lewo i tutaj kończy się sielanka. Sam podjazd pod Sokolicę byłby całkiem niezły ze względu na długość i nachylenie, jednak jego podłoże to był prawdziwy dramat szosowca. Dziury, łaty i ogólnie kiepska nawierzchnia odbierała całą przyjemność z jazdy. Przejazd przez obszary zabudowane jest ok, w niektórych miejscowościach jest nowy asfalt – pomiędzy nimi niestety nie. Tak, aż do drogi 381 na Głuszycę, która jest całkiem w porządku. Odcinek Głuszyca Górna – Łomnica to kolejny dramat, więc napiszę tylko, że następnym razem nie skręcę w Głuszycy Górnej w lewo tylko pojadę dalej drogą 381, odbijając na Łomnicę dopiero w samej Głuszycy.
Kolejna część jest już całkiem przyjemna. Z Łomnicy w stronę Rybnicy Małej i drogi 380 wita nas krótki, choć ostry podjazd, na końcu którego rozpościera się piękna panorama Sudetów. Ścieżka, choć wąska, posiada świetny nowy asfalt, więc tym widokiem można się naprawdę nacieszyć. Stąd ostatni etap naszej pętli, pomimo kilku podjazdów, był całkiem przyjemny. Droga z Rybnicy Małej na Unisław Ślaski i dalej już na Wałbrzych to naprawdę dobra nawierzchnia, mały ruch i praktycznie cały czas widok na Sudety.
Przejażdżkę kończymy na Rynku w Wałbrzychu, uzupełniamy bidony, sprawdzamy powrotny pociąg do Wrocławia i jemy zasłużone lody przy fontannie. Mamy jeszcze chwilę do odjazdu, więc pozostało trochę czasu na parę zdjęć z rynku i placu Magistrackiego. Odczuwamy pewien niedosyt, więc z pewnością wrócimy tu, aby odkryć kolejne trasy i miejsca zarówno w samym Wałbrzychu jak i w jego okolicy.
Odpowiadając na postawione w tytule pytanie, tą trasę (po delikatnych modyfikacjach) polecam przejachać na rowerze szosowym. Zaznaczam, że jest to pętla dla bardziej zaawansowanych kolarzy. Na koniec zamieszczam trochę Stravy poniżej: